Meet Beauty już za nami (ciekawskich odsyłam do relacji), więc przyszedł czas na pokazanie co takiego ze sobą przywiozłam do domu. Trochę tego jest! Większość rzeczy już zaczęłam używać, więc od razu napiszę na ich temat kilka słów. Dajcie znać, co najchętniej zobaczylibyście na blogu w osobnym poście. :)
Uwaga - post jest długi i ma sporo zdjęć. ;)
Zacznę od paczki, którą pierwszą wyciągnęłam po powrocie do domu. ;)
Na pewno wiecie, jak bardzo kocham Annabelle Minerals - ich podkład to moje największe, kosmetyczne odkrycie! Pisałam już o nim - o, tutaj. Od czasu tego posta pojawiły się nowe kolory i aktualnie używam odcienia Sunny Fairest, ale wciąż trzymam się wersji matującej. :) Jeśli jeszcze nie znacie tych podkładów, to koniecznie wypróbujcie! Nie bez powodu dostały nagrodę Glammies 2016. ;)
W paczce z Meet Beauty znalazłam matujący podkład Golden Fair, z czego jestem bardzo zadowolona - to mój letni kolor. ;) Bardzo ucieszyłam się też z różu w odcieniu Rose, będzie świetny latem. Od dawna używam jego delikatniejszej wersji, Romantic, to mój bezsprzeczny ulubieniec. Dostałam również puder rozświetlający i cień Vanilla, ale z powodu zawartości jedwabiu nie będę z nich korzystać. Ale na pewno pójdą dalej w świat, ponieważ są to świetne produkty. :)
Najbardziej zaszalało Indigo, chociaż to chyba nikogo nie dziwi, firma świetnie sobie radzi z reklamą. ;) Dostałyśmy masę rzeczy i z każdej jestem zachwycona, większość kupię jak tylko mi się skończą. A to o czymś mówi... ;)
Produktem który najbardziej pokochałam jest krem do rąk. Stoi na moim biurku i używam go codziennie, idealnie nawilża i wygładza dłonie, a do tego naprawdę szybko się wchłania. I jak pachnie! Jak tylko go zużyje (co trochę potrwa, jest wielki) to lecę kupić kolejny. ;) Balsam do ciała również ma świetne właściwości, jednak dołożenie do niego takiej samej pompki jak do kremu do rąk nie było dobrym pomysłem... Trzeba ciągle i ciągle naciskać. :) Ale skóra po nim jest cudowna, a zapach utrzymuje się wiele godzin.
Kolejnym hitem od Indigo jest dla mnie zestaw do manicure shea. Działa na podobnej zasadzie jak manicure japoński, jednak wcieramy w płytkę preparat z masłem shea (używając polerki, takiej jak na zdjęciu). Wypróbowałam i pokochałam. ♥ Paznokcie są po zabiegu twardsze, pięknie lśnią, mają ładniejszy kolor i są mocno nawilżone, a skórki wyglądają jak nowe. ;) Niestety po zabiegu nie należy używać lakierów przez kilka dni, ponieważ paznokcie są zbyt mocno natłuszczone i lakier będzie bardzo mało trwały. Przez to rzadko mam okazję go używać, ale po kilku użyciach na pewno Wam go dokładniej opisze. :)
Na zdjęciu widzicie również świetny olejek który nosze ze sobą w torebce, ma świetny skład i genialnie dba o stan skórek. :)
Dostałam również piękne lakiery w odcieni Nude (tz ja dostałam czerwienie, ReadHead nudziaki a Inanna neony - powymieniałyśmy się i każda jest zadowolona :D), które już raz trafiły na moje paznokcie. Niestety okazało się, że w moim jedynym topie z domu jest masa paproszków i kłaczków (nie mam pojęcia skąd) i po nałożeniu całość do niczego się nie nadawała. :( Musiałam wszystko zmyć, ale planuje powtórzyć zdobienie z tymi lakierami i wtedy je zobaczycie z bliska. ;)
Nazwy od lewej to: Cinderella, Chic Nude, Prima Ballerina, Milkshake i Classic Mokka.
To jednak nie koniec produktów od Indigo! Dostałyśmy również uroczy, mini krem do rąk, olejek do ciała i dwie odżywki do paznokci. Jeszcze się z nimi bliżej nie zapoznałam. ;) W torbie znalazłam również urocze próbki perfum i złotą, brokatową smycz. :) I mnóstwo próbek kremów. :D Aha, i to wszystko było w wielkiej, złotej torbie! Indigo. ♥
Niestety produkt od Tołpy nieco mnie rozczarował. Byłam go tak ciekawa, że użyłam jeszcze tego samego wieczoru. Wyciśnięty na dłoń nie wydaje się zbyt koloryzujący, jednak po aplikacji na skórę twarzy wyglądałam jak po kilku wizytach w solarium. :( Mam bardzo jasna karnację, ale kto wie, może latem będzie lepiej wyglądał i wtedy poznam jego właściwości... ;)
Produktów do włosów dostałam sporo, chociaż na razie używałam tylko maski i odżywki bez spłukiwania Gliss Kur. Obie bardzo polubiłam! Maska jest genialna, włosy są po niej bardzo gładkie i miękkie, od razu wyglądają zdrowiej. Z kolei od odżywki bez spłukiwania wymagam głównie tego, żeby ułatwiała rozczesywanie moich bardzo plączących się kosmyków. Ta spełnia to zadanie, nie pogarszając w żadnym stopniu kondycji włosów. Polubiłyśmy się. ;)
Olejku jeszcze nie używałam - aktualnie zużywam inny tego typu, a staram się nie otwierać kilku podobnych kosmetyków na raz. :)
Lakieru got2be jeszcze nie używałam. Moje włosy są bardzo odporne na stylizacje, a do tego cierpie na wieczny brak czasu, więc rzadko coś z nimi robię. Nawet spanie w papilotach i później spryskanie ich masą lakieru nie wystarcza - po 3h są proste :( Działa na nie tylko wysoka temperatura, a żal mi je tak niszczyć. ;)
Puder do zwiększania objętości na pewno wypróbuję, ale w wolny dzień - żeby w razie czego mieć czas na ich poprawienie. ;) A że wolny dzień będzie dopiero w wakacje, trochę sobie poczeka. :)
Od Golden Rose dostałam piękny, różowy lakier z serii Ice Chic (numerek 35) oraz delikatną szminkę - Sheer Lipstick 18, z filtrem SPF 25. Stała się już ona moim ulubieńcem! Akurat szukałam czegoś delikatnego na co dzień, co jednak nada mocniejszy kolor. Ta nie tylko nawilża, ale też nadaje lekki połysk, całkiem mocny kolor i nie lepi się. Cudo. :)
Pani z Eveline zaszalała robiąc dla mnie paczkę, mogłam wybierać i wybierać. :D Padło na tusz z silikonową szczoteczką, który jest całkiem ok. Jest bardzo trwały, ale nie robi cud z rzęsami Za to jest pewniakiem na szybko, bo nie zrobi na pewno krzywdy i długo się utrzyma. ;) Wybrałam też odżywkę/bazę pod tusz która jest moim hitem, ponieważ bardzo zwiększa trwałość każdego tuszu, plus rzęsy wyglądają z nim lepiej. Genialny kosmetyk! Dostałam również piękną, intensywną szminkę, którą przyjemnie się nosi (Color Edition 721 Pink Obsession). Nie rozmazuje się, wysycha na lekki połysk, ładnie się ściera i lekko nawilża. Na koniec dorzucono mi jeszcze różowy lakier, miniMax 136. :)
Dostałam również kosmetyki do ciała. Lekki balsam pod prysznic, który niestety mnie nie zachwycił (skóra po jego użyciu jest dziwnie oblepiona, nawet po długim spłukiwaniu), bardzo fajny, delikatny peeling kawowy (o rany jak on pachnie ♥) i balsam ujędrniający biust, który faktycznie poprawia stan skóry. :)
W paczce od Bielendy znalazłam świetny balsam do ciała, bardzo mocno nawilżający i odżywczy. Nie wchłania się błyskawicznie, ale za to świetnie działa na skórę całego ciała. Polubiłam też delikatną, nawilżającą pomadkę, w sam raz do korzystania w ciągu dnia.
Z maseczki jeszcze nie korzystałam, czeka na swoją kolej. ;) Niestety podkład jest dla mnie dużo za ciemny, mimo numerku 1. Posiadanie bardzo jasnej skóry ma swoje minusy...
Kosmetyki Palmers bardzo lubię, zarówno za świetne działanie jak i genialny zapach. Ich skoncentrowany krem do rąk z masłem kakaowym od dawna jest moim ulubieńcem. ♥ Ten z masłem Shea jednak go przebija! Świetnie regeneruje dłonie, które mam ostatnio w bardzo kiepskim stanie. Wyprowadzka z domu i częstsze sprzątanie im zaszkodziło. :D Kremu do ciała jeszcze nie sprawdzałam, ale jest w świetnym rozmiarze do wakacyjnej walizki. Z kolei nie używam balsamów brązujących, więc ostatni maluszek znajdzie nowy dom. ;)
Stwierdziłam, że pokaże Wam na szybko kolory obu szminek i podkładu od Bielendy. Jest dość ciemny, ale plus za żółtą tonacje. :)
Szminki: z lewej jest Eveline a po środku Golden Rose. Bardzo moje kolory. :)
Co Was najbardziej zainteresowało? :)
Lubicie Happy Dots? :) Dajcie kciuka w górę ♥
Brak komentarzy
Dziękuję za każdy komentarz, chętnie odpowiem na każde pytanie.
Proszę, nie spamujcie. :)